czwartek, 10 października 2013

ZAPLĄTANI W CYFRĘ

17 lutego miał nadejść wielki przełom. Oto kraj, w którym telewizja jest równie ważna jak baseball i hamburgery, miał ostatecznie pożegnać się z tym liczącym 90 lat wynalazkiem. Oczywiście Amerykanie nie planowali zbiorowego samobójstwa polegającego na całkowitym wyłączeniu telewizji, ale rezygnację z mającej już niemal wiek metody transmisji sygnału.
Analogowe nadawanie miało zostać- ostatecznie wyłączone o północy z 17 na
18 lutego 2009 roku. Data ta została ustalona trzy lata wcześniej i niemal wszystkie z 1200 amerykańskich stacji telewizyjnych były na to gotowe. Nawalili widzowie – mimo wielkiej akcji informacyjnej i promocyjnej nadal ogromna, choć trudna do oszacowania, liczba odbiorców trzyma się starego systemu. Nie jest to raczej świadoma decyzja, lecz zwykły bezwład i brak informacji.
Ostatecznie tylko około 400 stacji wyłączyło swój analogowy sygnał – reszta albo sama skorzystała z możliwości przesunięcia tego terminu na 12 czerwca, albo została do tego zmuszona przez władze, które bały się, że zwłaszcza w wiejskich regionach część ludzi może zostać odcięta od informacji o ewentualnych zagrożeniach.
Skoro taka telewizyjna potęga jak USA poległa podczas wprowadzania cyfrowego standardu, to strach pomyśleć, co będzie się działo u nas. Polskę podobnie jak resztę Unii Europejskiej czeka w najbliższych latach pożegnanie z sygnałem analogowym. Dla nas datą graniczną (dniem sądu ostatecznego?) jest 17 czerwca 2015 roku. W ten sposób konkurujemy już tylko z Rumunią, bo pozostałe kraje unijne zakończą przesiadkę dwa lata wcześniej. To tym dziwniejsze, że już dziś w wielu miastach można odbierać cyfrowy sygnał, a jesienią nadawanie ma ruszyć już oficjalnie.
Jeśli z nowym formatem jest tyle problemów, to po co to całe zamieszanie? Chodzi przede wszystkim o miejsce w eterze. Rządy kolejnych krajów wymuszają na nadawcach przejście na nadawanie cyfrowe, ponieważ pozwala ono na tym samym paśmie upakować od 4 do 16 razy więcej kanałów niż w przypadku sygnału analogowego.
Co to jednak może obchodzić zwykłego oglądacza? Otóż czekają go spore zmiany. Dotyczą one tych, którzy nie korzystają z telewizji kablowej czy satelitarnej, ale łapią sygnał telewizyjny „z powietrza”. Do tej pory wystarczyły telewizor (choćby i zabytkowy rubin) i antena. Jednak po ostatecznym „ucyfrowieniu” w ten sposób będzie można oglądać już tylko drobną ekranową kaszkę. By zobaczyć stare programy nadawane w nowy sposób, telewizor musi być wyposażony w dekoder (antena może pozostać ta sama). Takie urządzenie mają wbudowane wyłącznie nowoczesne i wciąż drogie telewizory LCD lub plazmowe. Jeśli ktoś nie zdecyduje się na zakup takiego sprzętu, będzie musiał wyposażyć się w zewnętrzny dekoder podobny do tych, których dziś wymagają telewizja satelitarna i kablowa. Koszt takiego urządzenia szacuje się na mniej więcej 250–300 złotych, a rząd zapowiada dofinansowywanie zakupu najbardziej potrzebującym.
Poza wydatkiem widzów czeka jeszcze jedna uciążliwość. Ponieważ dekoder to dodatkowe urządzenie, będzie, wymagał dodatkowego pilota. Włączanie i wyłączanie telewizora – jedno pudełeczko, głośność i zmiana programów – drugie. Brzmi niegroźnie, ale powodzenia w nauczeniu tego babci.
Oczywiście są i jasne strony. Choćby jakość obrazu. W cyfrowym sygnale można zawrzeć więcej informacji, co ma szczególne znaczenie przy dynamicznym obrazie – na przykład meczu piłkarskim. Krawędzie są ostrzejsze, ruch bardziej naturalny. Ale uwaga! Nie należy mylić telewizji cyfrowej z wysoką rozdzielczością. Sygnał cyfrowy może, ale wcale nie musi, przenosić transmisję HD.
Kolejna atrakcja to rozmaite usługi dodatkowe, choćby EPG, czyli Electronic Program Guide. To wyświetlany na ekranie program telewizyjny pozwalający na szybkie przejrzenie tego, co właśnie jest nadawane, i tego, co nadawane będzie w ciągu kilku najbliższych dni, z podziałem na stacje czy gatunki. Proste, wygodne i intuicyjne.
Dziś w sprzedaży jest już wiele telewizorów przygotowanych do przejścia na nadawanie cyfrowe. Polska podobnie jak reszta Europy wybrała nowocześniejszy i znacznie lepszy format kompresji obrazu MPEG-4. Jeśli więc zamierzasz niedługo kupować nowy telewizor i wiesz, że za sześć lat nadal będziesz odbierał sygnał z powietrza, możesz zdecydować się na odbiornik wyposażony w dekoder telewizji cyfrowej pracujący w standardzie MPEG-4. Wbrew niedawnym ostrzeżeniom prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej Anny Streżyńskiej wstrzymywanie się z zakupem telewizora ze względu na potencjalne problemy z dekoderem nie ma większego sensu. Po prostu trzeba wiedzieć, co się chce kupić, i nie dać się omamić bajom opowiadanym przez sprzedawców w wielkich elektromarketach. Telewizja cyfrowa i tak nas dopadnie, więc lepiej ją zawczasu oswoić.